Polska nadal w poszukiwaniu sytemu gospodarki odpadami

 

Polska rok 2021. Z najnowszych danych statystycznych wynika, że dobra tendencja kurczenia się obszaru dzikich wysypisk w Polsce jest już przeszłością: rok 2009 dzikie wysypiska zajmowały 6,3 mln m kw. Rok 2017 – dzikich wysypisk jest 1661, zajmują powierzchnię 1,41 mln m kw. Niestety, od 2019 roku rozpoczyna się odwrót:  liczba dzikich wysypisk wzrasta do 1868, a ich powierzchnia do 1,97 mln m kw. To jest o 28 proc. więcej w porównaniu z rokiem 2018. 

Przyczyna – wzrost cen za odbiór śmieci. 

W sierpniu 2020 r. ceny gospodarki odpadami były średnio o 50,5 proc. wyższe niż w 2019 r. Dlaczego cena rośnie? Bo w obecnym systemie instytucje odpowiedzialne za gospodarkę śmieciową uzależnione są od firm wywozowych, które narzucają im swoje warunki.

Wiele miast wprowadza dodatkowo podwyżki za odbiór śmieci. Np. w Warszawie dla czteroosobowej rodziny opłaty wzrosną o nawet 135 proc. (z 65 zł do około 152 zł miesięcznie) i będą bezpośrednio powiązane z zużywaną wodą: czyli 12,73 zł za każdy m³ wykorzystanej kranówki. 

Jak tłumaczą się władze miast?  Jako przyczyny wymieniają: nieuczciwe informowanie przez właścicieli mieszkań o liczbie osób w danym lokalu i wzrost rodzajów śmieci, na jakie mieszkańcy muszą śmieci segregować. W związku z tym ponad dwukrotnie wzrosła liczba kursów, jakie muszą wykonać operatorzy. To przekłada się na koszty paliwa i pracy. 

Władze informują ponadto, że przez nowe przepisy o jedną czwartą spadła liczba firm zajmujących się odzyskiem, i że ceny posegregowanych śmieci spadły; o ile kiedyś za tonę folii dostawało się 240 zł, to teraz trzeba właśnie tyle dopłacać, żeby ktoś chciał tę folię wziąć.

Władze argumentują, że rząd potroił zezwolenie na wwóz śmieci do Polski, przez co producentom bardziej opłaca się kupić surowce za granicą, niż skupować je w kraju. A to znaczy, że w Polsce surowce wtórne są droższe niż z np. Niemiec.

Polska wprowadzała tzw. system śmieciowy jako jedna z ostatnich w Europie i (według ekspertów) można było sprawdzić efektywne systemy na kontynencie i wybrać, co będzie najlepsze dla środowiska i kieszeni obywatela. Zdecydowano jednak, że Polska pójdzie własną drogą, dziś widać że za własną drogę zapłacą wszyscy, nie tylko obywatela, ale też środowisko. 

Eksperci są zgodni co do tego, że powinno się pracować nad systemami, które będą motywować obywateli do redukcji odpadów, a tym samych kosztów całego systemu, a nie wymyślać co chwila nowe kary. 

Artykuł opublikowany w ramach projektu Erasmus + “TIK dla Środowiska”